Lwy Gryffindoru zapraszają...
To były pewnie luki w rzuconych barierach. W każdym razie przegrana jednego z nich była pewna z powodu błędów Corsona. Z różdżki siemy wystrzeliły po dwa promienie zaklęć: oszałamiającego i rozbrajającego. Ugodziły Leannę w brzuch odrzucając ją na całkiem spory kawał równy dwudziestu metrów. Za to tarcza siemy wchłonęła zaklęcia pokonanej. Leanna niestety straciła przytomność co oznaczało wygraną siemy. W chwili zderzenia ciała Leanny z ziemią po środku areny zaczęły wirować małe kulki światła, które po połączeniu się ze sobą wywołały małą eksplozję, a po środku kręgu spalonej trawy stał Corson. od razu podszedł do Leanny i dotknął końcem różdżki jej czoła przywracając poległej przytomność.
-Wygrywa siema. Co jest chyba oczywiste.- Powiedział i spojrzał na Leannę.- Teleportuję cię do namiotu jednak proces przeniesienia może spowodować u ciebie mały ból w brzuchu z powodu twojej wężowej natury, która jest przeciwna moim mocom jasnowidzenia. Gotowa?- Spytał.
Offline
No i stało się. Nie wiadomo jak, ale nagle rozbłysło niemalże oślepiające światło i już znaleźli się w namiocie gdzie Leanną zajęła się uzdrowicielka.
Offline