Lwy Gryffindoru zapraszają...
*Wstała z trudem. Oparła się o ścianę i patrzyła to na Corsona dobrego, to na Corsona złego.* Jakieś żarty se stroicie, czy co? Ja nie mam ochoty tak stać i się na was gapić, kiedy sobie spokojnie gadacie o jakichś bzdetach. Corson dosyć już zabawy! *Wyglądała na złą ale też jakby ześwirowała. Zmierzyła obydwóch Corsonów złym wzrokiem.*
Offline
-Oczywiście, że to wy macie zniszczyć jego, czyli mnie. Niszcząc jego niszczycie również mnie, jednak niszcząc mnie nie zniszczycie jego.- Powiedział dobry Corson i spojrzał na czarodziejki.- W każdym razie i tak nie będę żył, a ty Megero znów będziesz prawowitą dziedziczką Berła Przeciwieństw.- Dokończył i nagle kichnął. Zły Corson spojrzał na dobrego Corsona i na czarodziejki.
- Jeżeli idioto masz nadzieję, że pokonają mnie nawet w tedy kiedy jestem słabszy to żal mi, że ktoś taki stąpa po ziemi.- Powiedział zły Corson i machnął prawą ręką. Z ciemności wyleciały dwa czarne sznury, które oplotły szyję dobrego Corsona i uniosły go w górę.- Twoja śmierć oznacza dla mnie odzyskanie pełni mocy. A wam mogę darować życie. Uczynię was władczyniami świata. Będziecie rządzić armią ciemności, będziecie kontrolować piekło, ziemię, niebo. Dziedziczki Pervellów, przyłączcie się do mnie a zostaniecie wyniesione ponad cały świat no i zyskacie moc o jakiej nawet nie śniłyście.
Offline
*Zaśmiała się.* Żarty se robisz? Puszczaj Corsona, bo go muszę udusić, za to że gada wszystko bez sensu i mi nie dał się wyspać, tylko po to, żeby mnie tu ściągnąć. Jak mam go niby uratować razem z Megerą, jak się tego zrobić nie da? *Podeszła do złego Corsona bez różdżki, która gdzieś się zagubiła w całym tym bałaganie.*
Offline
*Podrapała się po podbródku.* - Hm, reasumując: proponujesz to wszystko dziedziczce Pervellów? Wiesz, tak biorąc od uwagę wszelkie okoliczności, to jego głupota - *wskazała na dobrego Corsona* - ewidentnie udziela się Tobie, albowiem pominałeś jeden bardzo zasadniczy fakt... - *Uśmiechneła sie demonicznie.* - To nie mój ród! - *Pstryknęła palcami, a pod dobrym Corsonem buchnęły kłęby dymu. Ukształtował sie z nich smok, który podparł chłopaka, tak, aby nie wisiał na duszących do sznurach.* - Poza tym jak można pożądać czegos, co sie posiada od dawna? - *zapytała słodkim głosem, wyciągajac miecz.*
Goście, wiedz, że ja wiem. Mnie się praktycznie nie da zaskoczyć...
Offline
*Podrapała się po głowie, a jej włosy stały się zielone. Jej skórę pokryła łuska o takim samym kolorze. Zasyczała.* W mózg cię pogrzało? Armia ciemności mi nie odpowiada, bo najczęściej to są kościotrupy, zombie i inne takie obrzydliwe... Może Megera jest z Pervellów, ale ja jestem z rodu Magree połączonego z Evansami i nie na mnie takie sztuczki! *Cofnęła się od złego Corsona stając przy Megerze. Rzuciła świecący się na zielono sznur w stronę Corsona. Tego złego, oczywiście.*
Offline
- Ej! Wypraszam sobie! Pervellowie zabili mojego dziadka, ja jestem z Darkness'ów - Syknęła półgębkiem.
Goście, wiedz, że ja wiem. Mnie się praktycznie nie da zaskoczyć...
Offline
A... To wybacz. *Odsyknęła i posłała w stronę złego Corsona jeszcze kilka świecących sznurów mając nadzieję, że w niego trafią i go unieruchomią.*
Offline
-Czas go nieco osłabić.- Powiedział dobry Corson i chwycił liny. W stronę złego Corsona poleciały błyskawice, które przewodzone były przez owe liny. Tuż przed dłońmi złego Corsona pojawiła się tarcza przypominająca błonę o czarnym kolorze. Złego Corsona nie dosięgły błyskawice czy inne zaklęcia. Błona zniknęła i zły uniósł dłonie w górę. Ciemność zaczęła nacierać z dużą siłą na światło, które zmniejszało się. W końcu jedynym światełkiem była postać dobrego Corsona. Czarodziejki stały tuż pod dobrym Corsonem, którego postać rzucała na nie poświatę, broniąc przed ciemnością.
Offline
*Rozejrzała się. Próbowała wzrokiem przebić się przez ścianę ciemności. Zaczęła coś cicho mówić wystawiając dłonie. Pojawiły się przy nich malutkie, niebieskie płomyki, które powiększały się powoli, aż wreszcie całe dłonie zniknęły w błękitnej poświacie.*
Offline
- Potrafisz nas stąd teleportować? - *Syknęła do Lei.*
Goście, wiedz, że ja wiem. Mnie się praktycznie nie da zaskoczyć...
Offline
Umiem, ale najpierw muszę dokończyć te zaklęcie. Powiesz mi kiedy możemy się teleportować, rzucę zaklęcie do końca i znikniemy. *Odsyknęła, a ciemność wokół nich zmniejszyła się. Naokoło Lei była błękitna poświata, a płomyki zaczęły nabierać mocniejszej barwy.*
Offline
Dobry Corson nagle z zawrotną szybkością lpolceciał w stronę złego Corsona. Przez chwilę nastała cisza. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Nic się nie działo. Czas jakby ustał i nie miał zamiaru ruszyć. Twarze czarodziejek oświetlała jedynie poświata utworzona wokół rąk Leanny. W pewnym momencie coś sie zaczęło jednak dziać. Przy ścianie z podłogi wystrzelił słup światła, w którym można było dostrzec sylwetkę Corsona.
- Niestety ja muszę się już połączyć z źródłem. Za życia wyznawałem wiarę w to, że to samo źródło wszechświata nasta stworzyło. Mam jednak prezent. Berło Przeciwieństw dla Megery i cząstka mojej mocy światła dla Leanny. Cząstka mocy światła łączy się z różdżką posiadacza, a w połączeniu z Berłem Przeciwieństw będziecie mogły rzucać bardzo potężne czary. Aha... jeszcze jedno. Skrawek mojego ciała posłuży wam do zrobienia eliksiru energii, który doda wam siły magicznej do zaklęć oraz siły witalnej na okres jednego dnia. Do widzenia za jakieś sto lat.- Powiedział z uśmiechem Corson i zniknął wraz z światłem. Komnata zaś była oświetlona przez pochodnie. Przed Megerą i Leanną pojawiły się w powietrzu trzy rzeczy: czarna pięknie wykonana różdżka, mała kula światła oraz kawałek ludzkiej skóry. Wszelkie bariery i zaklęcia znikł z tego miejsca. To koniec podróży czarodziejek jak i życiowej podróży Corsona.
//Postanowiłem odrobinkę skrócić sesję. Meg otrzymała różdżkę, Lea moc, a oie skórę Corsona.//
Offline
*Poświata zniknęła. Lea stała z szeroko otwartymi oczami i lekko otwartą paszczęką. Nie wierzyła co się stało.*
[To na kiego grzyba, ci było nas ciągać przez te wszystkie potwory?]
Offline
*Przez dłuższą chwilę wpatrzywała się w trzy przedmioty. Potem jej twarz przybrała zacięty wyraz. wyciągnęła rękę w kierunku berła.* - Giń... - *w tym jednym słowie zlał się cały jej gniew, chęć zemsty i ból. Pozostała jej tylko rozpacz. Kawałek drewna momentalnie zamienił się w proch. Megera osunęła się na kolana i odrzuciwszy głowę do tyłu wydała z siebie przepełniony żałością, tesknotą i bólem straty smoczy ryk, aż ściany się zatrzęsły. W tym jednym jęku zawarta została również pamięć o przyjacielu, który odszedł i cześć dla niego... Ten dzwięk przenikał do szpiku kości każdą istotę żyjacą, znajdujacą się w pobliżu. Tak smoki żegnają swoich bliskich. Z czcią i honorem. A potem nastała cisza, spokojna, niezmącona, niczym wieczny sen. Ostatnie pożegnanie. Megera opadła bezwładnie na podłoge, lecz nim doknęła posadzki, zniknęła w czarnym ogniu. I słychać było tylko szept płomieni;
"Hac in hora
sine mora
corde pulsum tangite,
Quod per sortem
sternit fortem
mecum omnes plangite...".
*
Goście, wiedz, że ja wiem. Mnie się praktycznie nie da zaskoczyć...
Offline